www.gdansk12pp.fora.pl

ANDRZEJ

Były już relacje z Kulm i Dennewitz, teraz kilka słów o Grossbeeren. Grupa szturmowa w składzie: Kaśka, Śwagier i ja. Grossbeeren to niewielka,spokojna miejscowość (dwie ulice na krzyż) położona na dalekich przedmieściach Berlina. Obóz położony na jej uboczu, nad niewielkim stawkiem (część pruska); podobóz francuski tuż obok, otoczony z trzech stron drzewami; ponadto jakieś 300m dalej, za polem bitwy (oryginalnym) obóz korpusu saskiego. Obozowaliśmy razem z francuskim 127, razem z głównodowodzącymi braćmi gen.Franke. Na początek wielkie ździwo, gdyż organizatorzy zatrudnili polską tłumaczkę dla oczekiwanych 27 Polaków -> stąd uwijaliśmy się 9x szybciej, aby sprawić wrażenie,że tyle nas jest. Kolejne miłe zaskoczenie to wikt, w tym śniadanka złożone z 12 składników(niczym wigilia jak słusznie zauważył Klemens). Ponadto stale dostępny wyszynk, z dość smacznym niefiltrowanym z jakiegoś niszowego tamtejszego browaru, oraz "kompocikiem z wiśni". Sobotnie poranne ćwiczenia zakończono po 15min.z racji narastającego upału,co jednak nie powstrzymało Kaśki od przeczołgania nas tuz przed bitwą. Przedpołudnie wykorzystaliśmy na zwiedzenie "pomniczków" w tym widokowej wieży, z małym muzeum w środku, stojącej na wspomnianym skrzyżowaniu (ze szczytu widać było panoramę Berlina). A teraz konkrety; pole bitwy w kształcie litery Y, przy czym strona francusko-saska zajmowała jedną "odnogę". Po naszej stronie było ok.100 ludzi, po pruskiej (delegacja z Lidzbarka) ok.200; co ciekawe było bardzo dużo artylerii (ok.20 dział). Po naszej stronie głównymi siłami był korpus saski (ok.50 ludzi)-można rzec ten sam,który stawał póżniej pod Dennewitz, i nasz kombinowany pluton: 12pp, 127, marynarze gwardii. Co do samej bitwy, to w zasadzie zdominowała je...artyleria.Prawdziwym hitem był moment gdy na pole bitwy wjechała bateria pruskiej artylerii konnej (4 zaprzęgi); ponadto organizatorzy zafundowali pirotechników, którzy starali się zgrać z wystrzałami armatnimi(z powodzeniem), z hukiem wysadzono też furgon - za to my wciąż pokrywani byliśmy chmurami dymu i pyłu, w ustach nieprzyjemnie szeleściło. Pirotechnika sprawiła,że nasze manewry nie były zbyt wymyślne. Popołudnie,typowo po niemiecku z licznymi straganami, karuzelami (trochę przypominało to GG, ale dalej od obozu). Wspomnę tu jeno o ciekawostce -nieopodal znajdował się duży tor łyżwiarski, na którym latem uprawiają surfing (gościu ciągnięty jest dookoła przez wyciągarkę). Wieczorem na onym skrzyżowaniu koncert muzyki irlandzkiej, potem ognie sztuczne,których notabene nie miałem siły obejrzeć,leżąc już w namiocie. O świtaniu w niedzielę zwinęliśmy namiot i ruszyliśmy do pobliskiego Poczdamu, zwiedzając przez kilka godzin miasto i pałac Sanssouci (właściwie to kilka pałaców w ogromnym parku) - przeoczyliśmy jeno,ku kasinowej rozpaczy grób Wielkiego Fryca. Na koniec dodam,że dopisała nam pogoda (no, może było trochę za gorąco,ale pobliski sklep oferował kilkanaście rodzajów weissbiera)

bonzo

Może by ktoś machnął jakiś ciąg dalszy tegorocznych kampanii na stronkę?

ANDRZEJ

Można skleić te 3 relacje,okraszając fotkami (takowe wrzucę niebawem do galerii).